Ostatni weekend był pełen wrażeń sportowych i kulinarnych. Dużo pracy, dużo emocji, bo i duże wyzwanie. Przygotowanie posiłku dla 60 osób nie jest dla mnie codziennością. Zazwyczaj gotuję dla siebie i ewentualnie moich najbliższych. Zdarzało mi się przygotowywać smakołyki na domowe imprezy, ale nie na taką skalę. W tym przypadku trzeba było nakarmić wolontariuszy, biorących udział w wielkim wydarzeniu sportowym, jakim są zawody Triathlon Xterra Poland. Za cały dzień spędzony w pocie czoła, dbając by wszystko przebiegało zgodnie z planem, należało im się chociaż kulinarne wynagrodzenie. W moich rękach było zapewnienie, by byli syci i pełni sił.
Długo zastanawiałam się co przygotować, mając ograniczone możliwości kuchenne (tylko 4 palniki:-) i będąc bez większej obstawy. Wybrałam moje dwa sprawdzone przepisy: leczo i marchewkowe muffinki z musli. Babeczki te zawsze robią furorę i w tym przypadku nie było wyjątku.
Z pomocą przyszli przyjaciele, dzięki czemu wszystko poszło sprawnie, a przy okazji na wesoło.
W mojej Hell’s Kitchen panowała gorąca atmosfera. Od obierania marchewki, po krojenie cukinii. Wszyscy obstawieni na wyznaczonym stanowisku pracy, dzielnie wykonywali swoje obowiązki. W tle najnowsze hity i nie tylko nóżka, ale i rączka chodziła i na równie kawałki kroiła. Mówię Wam nie ma lepszej integracji niż przy gotowaniu. Najlepszy patent na before’a, bo nie tylko śmiechu po pachy to i zakąska będzie. Nie polecam może takiej porcji, bo zajmie Wam to cały wieczór, ale taka 1/10 w sam raz. Wszystko udało się ogarnąć, zarówno rozżarzoną do czerwoności płytę kuchenną, jak i hulający na pisiont stopni piekarnik. Takim sposobem o 23:00 ogłosiliśmy oficjalne finito, już z generalnym sprzątaniem, bo lekko się nabałaganiło. Najważniejsze, że efekt przeszedł oczekiwania. Leczo musiało jeszcze odstać swoje, by smaki mogły się przegryźć, a i tak smakowało znakomicie. O muffinkach już nie wspomnę 😉 Po tak pracowitym dniu pozostało tylko odpocząć i czekać na kolejny z jeszcze większymi wrażeniami.
Sam triathlon przebiegł sprawnie i całe wydarzenie można nazwać sukcesem. Piękna aura dopisywała, dodatkowo bajkowe widoki, chyba w najpiękniejszym zakątku Krakowa, jakim jest Zakrzówek, czyli pozostałość po dawnym kamieniołomie. Było gorącooo, nie tylko przez temperaturę, ale także atmosfera była gorąca. Z czasem docierała coraz większa widownia, motywująca zawodników do jeszcze większego wysiłku. Całe wydarzenie uznaję za udane. Fajna inicjatywa, która mam nadzieję wpiszę się na stałe w kalendarz krakowskich imprez sportowych. Zapraszam też do dalszej współpracy *-*
Jeśli chodzi o kwestie kulinarne okazało się, że wszystko jest do ogarnięcia, grunt to dobra organizacja pracy. Nie ukrywam, że bez pomocy ciężko byłoby zrobić to w tak krótkim czasie. Obranie i pokrojenie całej tony cukinii jest nie lada sztuką. Dlatego warto mieć w życiu dobre duszyczki, które w sytuacji ekstremalnej udzielą wsparcia. Bardzo się cieszę, że takie wokół siebie mam i myślę, że to mój największy życiowy skarb. Pati, Kamillo, Panienko Jadziuniu jeszcze raz Wam za to wszystko dziękuję ❤ ❤ ❤
PS Jak już tak zaczęliśmy z grubej rury, to możemy rozszerzyć działalność na inne okazje – wesela, chrzciny, stypy – full service.
Catering Eat Slow. Move Fast poleca się na przyszłość !!!